Strona głównarozrywkiGra w odgrywanie roli. Torment: Tides of Numenera

Gra w odgrywanie roli. Torment: Tides of Numenera

Atari, amiga, pegasus, pecet, xbox, playstation, komórki… Zawsze ciągnęło mnie do elektronicznego grania. Jak tylko dowiedziałem się, że wszystkie te pudełka ze śrubkami potrafią przenieść do zupełnie innego świata, skorzystałem chętnie i korzystam do dziś. Przez gry zacząłem zarywać noce i wagarować na kolejnych szczeblach edukacji. A wszystko w imię przygody;)

Z czasem moje wymagania rosły. Zawsze szukałem gier dojrzałych fabularnie i negatywnie podchodziłem do wszystkich uproszczeń. Chciałem grać w prawdziwe gry. Wśród książek fantastyka i przygoda szybko ustąpiły miejsca takim autorom, jak Orwell, Bułhakow czy Dick. Podobnie w przypadku gier – szukałem pozycji dojrzałych i oferujących głębszą immersję. Irytował mnie brak naturalnych rozmów, brak logiki w zachowaniu, decyzjach i ich konsekwencjach. Myślę, że gry są w tym punkcie ciągle mocno do tyłu. Przez lata dopieszczano przede wszystkim grafikę, dążąc do jak największego realizmu. A fabuła często była jedynie dodatkiem. Wychodzono z założenia, że w gry grają dzieci. Na szczęście rynek powoli weryfikuje tę postawę. Chlubny przykład to, nie szukając daleko, Wiedźmin. W najnowszą część jeszcze nie grałem, ale jak tylko to nadrobię, chętnie o niej napiszę. Tym razem zajmiemy się innym tytułem. Kąskiem dla graczy dojrzałych, wytrwałych i lubiących czuć grę w kościach.


Nowy Torment to ukłon w stronę klasyki komputerowego RPG. Dlatego warto wspomnieć początki gatunku i przy okazji zrozumieć, że chodzi tu nie tylko o dobrą zabawę, ale też o tytułowe odgrywanie roli.
Właśnie tym elementem gry górują nad filmem czy książką. To zupełnie inne doznanie. Szczególnie, jeśli mamy okazję współtworzyć historię – podejmując decyzje, które naprawdę mają na nią wpływ.


Można powiedzieć, że początki sięgają przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Popularną rozrywką były wówczas planszowe gry wojenne i sportowe. I właśnie dzięki modyfikacji ich zasad, powstało Dungeons & Dragons (1974). Jego autorzy, Gary Gygax i Dave Arneson, opracowali grę-system opartą na fikcyjnym świecie o sprecyzowanych założeniach. Pojawiły się potwory, smoki, elfy, krasnoludy. Rasy, klasy i statystyki. Dużą inspiracją była twórczość Tolkiena. Gygax udoskonalił ten system, opracowując Advanced Dungeons & Dragons. Miało to bezpośredni wpływ na cRPG.
w 1974 pojawiały się pierwsze amatorskie gry tworzone przez hakerów. Powstawały na PDP-10, PLATO. Tą pierwszą wydaje się być napisana przez Rusty’ego Rutherforda Pedit5. W grze pojawiło się kilka rzeczy charakterystycznych dla wczesnych gier cRPG – eksplorowanie podziemi, potwory, zbieranie skarbów i magia.
Nieco później dwóch programistów – Gary Whisenhunt i Ray Wood stworzyło dnd (również na PLATO). Gra miała grafikę, ale co ważniejsze, oferowała możliwość stworzenia postaci i rozdania statystyk pomiędzy kilka cech. Pojawił się również system zdobywania doświadczenia i poziomów. Im głębiej w podziemiach byliśmy, tym mocniejsze stawały się potwory (zupełnie jak w życiu). Oprócz tego pojawiła się fabuła – należało zabić smoka i przejąć artefakt. Był tam też inny charakterystyczny element, sklep, do którego mogliśmy wracać po ekwipunek. Aż strach pomyśleć, w ilu grach wykorzystano później te pomysły.
Pierwszą grą dostępną dla większej liczby graczy była Akalabeth: World of Doom Richarda Garriotta. Grafikę stanowiło kilka linii budujące podziemia i potwory, które widzimy z perspektywy pierwszej osoby. Gra była dostępna na komputery Apple II, a wydano ją w 1979 roku. Inną grą była Dunjonquest: Temple of Apshai stworzona przez Automated Simulations (późniejszy Epyx). Była pierwszą grą z czteroczęściowej serii. Co ciekawe, w grze postać musiała się odżywiać, żeby nie umrzeć. Dołączona instrukcja opisywała gatunek cRPG i zachęcała do dania mu szansy.
Bardzo popularną grą z początków gatunku była Rogue, autorstwa Michaela Troya, Glenna Wichmana i Kena Arnolda. Powstała w 1980. Jej najważniejsze cechy to losowo generowane podziemia, skomplikowana rozgrywka i grafika oparta na ASCII. Bohatera reprezentował symbol '@’, a przeciwników litery. Fabuła była prosta (i potem często kopiowana). Należało zejść na najniższy poziom podziemi, zdobyć magiczny przedmiot i wrócić. Rogue było pod wieloma względami przełomowe. Powstało mnóstwo podobnych, wśród nich Hack, Moria, Larn, Omega czy ADOM.
Akalabeth sprzedało się w ilości 30 tys. egzemplarzy, co na ówczesne czasy stanowiło bardzo dobry wynik. Rok później Garriott stworzył swoją kolejną grę, Ultimę.
Dalej mamy Wizardry, Bard’s Tale, Might and Magic, Elder Scrolls i klasyki dla mnie, czyli Fallout (przez którego tydzień nie było mnie w szkole), Baldur’s Gate, Diablo, Gothic czy wreszcie Planescape Torment, które miało ciekawszą, dojrzalszą i bardziej oryginalną fabułę niż reszta. Większość tych gier skupiała się na rozwoju nie tyle bohatera, co jego statystyk i możliwości. To z kolei umożliwiało używanie lepszych broni i czarów, które pozwalały skuteczniej eliminować przeciwników.

Pierwszy Torment przypomniał, jak ważne w grach jest czucie postaci, którą kontrolujemy. O ile ciekawiej jest, kiedy przejmujemy się jej losami. Takie gry pozwalają naprawdę wejść w czyjąś skórę. To taki prywatny teatrzyk, w którym sami sobie odgrywamy przedstawienie. Dla własnej uciechy i satysfakcji.


mieszanka magii i technologii, często wybuchowa

Torment: Tides of Numenera sięga do korzeni i robi to w wyśmienity sposób. To bardzo trudna gra, ponieważ stawia przed nami zupełnie inne wymagania. Na każdym kroku spotykamy się ze ścianą tekstu. Każdy szczegół jest dopracowany. To sprawia, że wejście w ten świat nie jest łatwe. Szczególnie dla kogoś, kto jest przyzwyczajony do modnych teraz gier “filmowych” (które, trzeba przyznać, są świetną rozrywką), przestawienie się na tryb pełnego skupienia i czytania, wymaga dużo uporu. Po kilku godzinach grania wciąż byłem w mieście, do którego trafiamy na początku historii. Chciałem porozmawiać ze wszystkimi, usłyszeć ich historie i nie przegapić niczego ważnego.


Wiem już, że warto zagrać. Wiem, że warto oddać tej grze długie godziny. Zostawię was na jakiś czas z intrem i w najbliższych dniach będę uzupełniał post, dzieląc się swoimi wrażeniami i materiałami z gry. A na koniec wystawię uczciwą ocenę.

Numenera to niesamowity świat, pełen magii, artefaktów, dziwów i cudów. Ale w końcu rzecz dzieje się miliard lat w przyszłości.


jest miejsce na chore wizje, ściga nas przecież sama Rozpacz

Słowo od lj:

Nie jestem namiętnym graczem i to warto zaznaczyć na początku. Mam kilka ulubionych, do których wracam co jakiś czas (Hearthstone, Carcassone i do cna zgrani Herosi, oczywiście 3 część), ale nowości poznaję zwykle jako obserwator. Tak jest też w przypadku Numenery i z tej pozycji nie wygląda to zbyt ciekawie. Fragmenty czytane w polskiej wersji brzmią świetnie i budują klimat. Ale obok tego mamy puste przestrzenie, w których trzeba po prostu czytać i nie ma nic do oglądania. Tekstu jest po prostu za dużo. Od takich rzeczy mamy książki. O wiele bardziej podoba mi się sposób prowadzenia narracji i rozmów w grach Telltale Games, gdzie na odpowiedź mamy kilkanaście sekund i fabuła toczy się we właściwym tempie. Mimo to wyobrażam sobie, że przejście tej gry na spokojnie i z rozmysłem może być bardzo ciekawe. Bo z jednej strony do czytania rzeczywiście mamy książki, ale dlaczego nie można połączyć tego ze starym dobrym erpegiem.


aż chce się sprawdzić, co kryje się za rogiem


ZOBACZ TAKŻE

34 KOMENTARZE

  1. Ach gry… o ile lepsze były by moje świadectwa gdyby nie one.
    No trudno :3

    Chętnie przeczytam notkę o Wiedźminie, tak mało blogerów graczy mam na swojej liście… może nie potrafię szukać?

    A co do samego Torment: Tides of Numenera to chyba nie przysiadłabym na dłużej.
    Obejrzałam sobie fragment z rozgrywki i mam trochę mieszane odczucia.

    Pozdrawiam!
    Czarny Kotyszek

  2. Zastanawiałam się ostatnio nad Tormentem, ale koniec końców ma zbyt duże wymagania, jednakże mój tata chyba niedługo zacznie w nią grać, coraz więcej o niej mówi.
    Fakt, że ludzie wciąż myślą, że gry są dla dzieci jest niebywale denerwujący, zgadzam się…
    Gustuje jednak w Guild Wars 2, spełnia moje oczekiwania i wymagania, świetnie mi się w nią gra i potrafię spędzić w niej godziny.
    Ah gry… Kocham od małego, pamiętam jak siedziałam przy moim bracie i patrzyłam w ekran jego komputera z utęsknieniem, marząc o tym, bym sama w końcu mogła zagrać. Towarzyszą mi od zawsze i będą towarzyszyć mi nadal, w to nie wątpię!
    Pozdrawiam cieplutko,
    http://www.lustrzaneodbicieironii.blogspot.com

  3. potrafić to jedno, ale tutaj trzeba to naprawdę lubić – tym bardziej, że styl jest bardzo kwiecisty i opisowy. momentami ciężko przez to przebrnąć.

    esport mnie fascynuje i z jednej strony bardzo bym chciał, ale chyba wolę grać rekreacyjnie. Mniejsza presja;) Próbowaliśmy jedynie sił w amatorskich turniejach w Hearthstone'a.

NAJPOPULARNIEJSZE

ŚWIEŻE KOMENTARZE