Dzisiaj porozmawiamy o dryfowaniu. Czymś, co jest powszechnie tępione w nastawionym na sukces społeczeństwie. Mówi się przecież, że tylko zdechłe ryby płyną z prądem. Tymczasem właściwe zdefiniowanie tej postawy może okazać się kluczem do sukcesu.
Uświadomiłem sobie, że większość mojego życia była walką. Zmagałem się z własnym lenistwem, ale też niechęcią do rutyny i przymusu. I przez to zawsze miałem pod górkę. Nie czytałem lektur – ani w liceum, ani na studiach (mimo że poszedłem na filologię polską), spóźniałem się i zazwyczaj nie wykazywałem stosownego entuzjazmu i zaangażowania. Trudno, myślę. Nie w ten, to w inny sposób. Chcąc nie chcąc, w zasadzie z rozpędu, zacząłem stosować życiową taktykę, którą swobodnie można nazwać dryfowaniem.
I jest lepiej. Jeszcze nie całkiem dobrze, bo jestem marudą i wobec siebie potrafię być przesadnie krytyczny, ale lepiej. Nigdy nie czułem się dobrze na pierwszym planie, ale odnalazłem się w roli obserwatora i słuchacza. Stwierdziłem, że dopóki nie zjadłem wszystkich rozumów, lepiej jest słuchać i mieć oczy otwarte na nowe wnioski. Dryfowanie nie jest bowiem biernym odtwarzaniem roli. Chodzi raczej o to, żeby w swoją drogę wkładać minimum wysiłku, a przy okazji jak najwięcej się uczyć i mądrzeć. To taktyka na lata.
Z tym wysiłkiem chodziło mi raczej o rzeczy, które robimy, bo musimy (a nie chcemy). Moje dryfowanie polega na unikaniu takich sytuacji. Oczywiście nie wyklucza to narzucenia sobie własnego przymusu. Jeśli sprawa jest tego warta, można się jej oddać w całości.
Chcę zwrócić uwagę na to, żeby umiejętnie oddzielać rzeczy, które robimy dla siebie i które nas rozwijają od reszty obowiązków. Wówczas można na co dzień dryfować i zbierać siły na konkretne akcje;)
Dzięki za komentarz, pozdrawiam!:)
Dryfowanie jest fajnym sposobem na życie – każdy powinien czasami dryfować 🙂 Swoja drogą ciekawa koncepcja 😉
dziękuję i polecam;)
Szczerze muszę się przyznać że u mnie jest podobnie wciąż dryfuję. Jednak nigdy nie zastanawiałam się aby właśnie tak to określić. Oby do przodu.Pozdrawiam ciepło, M
http://www.wpuszczonawmaliny.blogspot.com
Nie rozumiem… Nic nie robisz i samo się robi, to chcesz przekazać?
Nie do końca. Chodzi mi raczej o to, żeby nie wkładać za dużo wysiłku w rzeczy, które robimy wbrew sobie. Na pewne sprawy nie mamy przecież wpływu. A przy okazji warto jak najwięcej się uczyć. Po to, żeby wiedzieć, czego chcemy od życia i jak najszybciej zacząć ten cel realizować.
Myślę, że warto o tym czasem pomyśleć i poszukać plusów. Nawet, jeśli nie jesteśmy do końca zadowoleni z tego, w jakim miejscu się znajdujemy.
Przyjemnego dnia!:)
Też kiedyś dryfowałem ale niestety nie wyszło mi to na dobre. Chociaż było to wygodne. Ale jeśli ci się to sprawdza to spoko.
I ja postanowiłam odpuścić i cieszyć się życiem. Odpuścić – wieczne spinanie się, realizowanie planów punkt po punkcie. Teraz – wciąż spełniam marzenia, jednak z zupełnie innym nastawieniem 🙂