Przyjęło się łączyć dzieje naszego kraju z chrześcijaństwem. Przyczynili się do tego Polanie z Mieszkiem na czele. W X wieku nie tylko zebrali armię, która pozwoliła im podbić okoliczne plemiona. Nowy władca postanowił też położyć kres wielobóstwu i umocnić swoją pozycję lokalnie i w Europie, wprowadzając nową religię. Można dyskutować, w jakim stopniu był to jego pomysł, a w jakim efekt nacisków ze strony lepiej rozwiniętych sąsiadów. Grunt, że się udało. Chrzest nastąpił na Wielkanoc w 966 i tak zaczęły się zmiany kluczowe dla naszej historii.
Kiedy szukamy źródeł na temat tego, co działo się na terenach Polski wcześniej, pojawiają się problemy. Wygląda to tak, jakbyśmy wstydzili się swojej przeszłości.
Pierwsze rodzime źródło poruszające temat pogańskich wierzeń i zwyczajów to Jan Długosz i jego kronika, której nie do końca można ufać, bo powstała dopiero w XV wieku. Słynny Gall Anonim, tworząc swoją w XII wieku, w ogóle się tym nie zainteresował.
Na szczęście są inne źródła. Dzieła kronikarzy niemieckich (np. kronika Thietmara 1012-1018) czy pisma arabskich uczonych z X wieku.
Wiedza zachowała się jednak w regionalnych tradycjach i wierzeniach, które przetrwały do dziś. A także w języku – w powiedzeniach czy imionach. Na przykład Michał to dawniej zły duch (często na usługach czarownicy), Mikołaj – kulawy diabeł, który wyprowadzi z lasu, jeśli odgadnie się jego imię (a jeśli nie trzeba oczywiście oddać duszę), a Kacper – “bliżej nie określone widmo, którym straszą dzieci” (
źródło).
Historię Słowian znamy dopiero od VI wieku. W zasadzie nie wiadomo, skąd przywędrowali, ale szybko rozgościli się w nowym miejscu, zwiedzając tereny od Peloponezu aż po półwysep Jutlandzki. Może lubili łazikować, a może byli zbyt marudni (cecha przecież obecna w narodzie do dzisiaj).
Polaków zalicza się do Słowian zachodnich (razem z Czechami, Słowakami i Serbołużyczanami). Z kolei wewnętrzny podział ukształtował się w IX wieku. Dzisiejsi narodowcy mogą więc doszukiwać się swoich przodków przede wszystkim wśród Polan, Pomorzan, Mazowszan, Ślężan oraz Wiślan. Warto zauważyć, że ten podział jest wciąż żywy – przykładem są różnice kulturowe i charakterystyczne dla tych grup gwary.
Oczywiście chrześcijaństwo wniosło w naszą krainę powiew świeżości i poprowadziło ciemny lud ku jasności, którą błyszczymy do dziś. Szerzono miłość i kulturę, a kto tej miłości nie chciał, nie dostawał drugiej szansy. Zakazano starych praktyk pod groźbą kary śmierci i skupiono się na tym, co współczesna cywilizacja lubi najbardziej – polityce, nauce i bogactwach. Tępiono, co tylko się dało. A czego się nie dało, brano jako swoje.
Chrześcijaństwo wniosło do nas światło, które nie było niestety jak lampka w ciemnym pokoju, ale raczej jak wielka żarówa, która rozjaśnia wszystkie kąty, a przy okazji wali po oczach. Nie ma sensu narzekać, warto jednak wiedzieć, ile za to zapłaciliśmy.
Prasłowiańska wizja świata
Najważniejsza była natura, bo od niej zależało życie. Czczono w zasadzie wszystko, bo wszystko było święte. Gaje, góry, jeziora, rzeki, kamienie, zwierzęta. Dla Słowian otaczający ich świat był czymś więcej, niż się wydawał. Człowiek w każdym momencie był blisko natury. Wyrastał z niej i to ona porządkowała jego życie.
Punktem wyjściowym były pory roku i zmiany z tym związane. Na wiosnę świętowano koniec zimy i narodziny nowego życia. Topiono lub palono Marzannę (zwaną też Morą, Moreną czy po prostu Śmiercią), żeby pomóc przyrodzie się odrodzić . Kościół próbował walczyć z tą tradycją – najpierw w 1420 oficjalnie zakazując (“Nie dozwalajcie, aby w niedzielę odbywał się zabobonny zwyczaj wynoszenia jakiejś postaci, którą śmiercią nazywają i w kałuży topią”), a w XVII wieku próbując ją zastąpić. Czym? Wyrzucaniem kukły Judasza z wieży kościelnej. co pozostawię bez komentarza.
Po pozbyciu się Marzanny, czekano na przyjście Jaryły i przebudzenie Peruna – pierwsza wiosenna burza oznaczała początek wiosny. 21 marca obchodzono Święto Jare, które trwało kilka dni. Rozpalano wówczas ogień na wzgórzach, śpiewano i grano na instrumentach. Znane nam dzisiaj wiosenne porządki służyły oczyszczeniu i pozbyciu się starego. Okadzano dom ziołami i pieczono kołacze. Co ciekawe Słowianie malowali też jajka i obdarowywali nimi swoich bliskich. Ucztowano na świętych wzgórzach. Organizowano zapasy i igrzyska. Myto się w wodzie w celu oczyszczenia i składano ofiary zmarłym.
W czerwcu, pierwszego dnia lata, obchodzono Kupałę. Znów palono ogniska, puszczano wianki, łączono się w pary, a w lesie kwitł kwiat paproci. Kościół nie był w stanie usunąć święta, więc przerobił je na Noc Świętojańską i dorzucił św. Jana jako patrona (wcześniej był to Jan sobótkowy, bóg księżyca).
Warto też przyjrzeć się Szczodrym Godom, czyli świętu związanemu z zimowym przesileniem. Trwało ono 12 dni (co było związane z 12 pełniami księżyca w ciągu roku). Każdy dzień symbolizował inny miesiąc i ucztowaniem należało sobie zapewnić pomyślność w przyszłym roku. Powszechne były wróżby, uczty i unikanie pracy (złamanie zakazu przynosiło pecha). Przygotowywano również 12 potraw w czasie Szczodrego wieczoru. To nie koniec podobieństw do czasów obecnych. Dzieci dostawały podarki, a w domach stawiano snopek siana – diduch (w zależności od regionu wybierano ten ścięty jako pierwszy lub ostatni) i ozdabiano go orzechami oraz owocami.
Słowiański system wierzeń jest jednym z najsłabiej zachowanych w Europie, ale to co przetrwało, a także wprowadzane zmiany, pokazują, że religia miała pomóc człowiekowi pokonać naturę. Może właśnie dlatego niebezpieczną przyrodę, której nie można okiełznać, zastępowano bóstwami, które można było przebłagać rytuałami i modlitwami. Ale zauważcie, że w przypadku dawnych religii wszystkie symbole i obrzędy były bezpośrednio związane z naturą. Chrześcijaństwo wypaczyło ten związek. Człowiek przestał być częścią natury, a stał się – zgodnie z doktryną – czymś więcej, czymś ponad stworzeniem. Dlatego to, co wprowadzono w miejsce starych obrzędów, było na pozór symboliczne i głębokie, ale tak naprawdę puste – nie miało odzwierciedlenia w rzeczywistym świecie, tylko w świętych księgach napisanych i interpretowanych przez ludzi.
Zmianom ulegały też miejsca. Tam, gdzie stały święte gaje, budowano kościoły. Ciekawym przykładem jest też Góra Trzech Krzyży w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą. Krzyże pojawiły się tam w 1708 roku, ponieważ ludzie dalej nazywali to miejsce Górą Trygława – wcześniej stał tam posąg boga Trzygłowa.
Natura była dla Słowian bardzo ważna, ale warto podkreślić też ich stosunek do przodków. Wierzono, że dusza składa się z dwóch pierwiastków. Po śmierci jeden z nich przedostaje się do Świata Bogów, skąd może wrócić – po to, żeby reinkarnować się w obrębie danego rodu. Dlatego nadawano np. dzieciom imiona po dziadkach. Drugi pierwiastek wędrował do świata podziemnego, skąd także mógł wrócić pod postacią zwierząt – np. bocianów czy nietoperzy.
Dbano o zmarłych, dwa razy w roku mieli swoje święto, ale nie zapominano o nich przy innych okazjach. Palono kaganki i świece – po to, żeby ogrzać błąkające się dusze i pomóc im znaleźć drogę. Podczas pogrzebu po części żałobnej urządzano stypy – biesiady i igrzyska ku czci zmarłego.
Nowonarodzonych chrzczono. Dokonywała tego najstarsza osoba w rodzie, kłaniając główkę dziecka na cztery strony świata i nadawała mu imię oraz błogosławiła.
W szkole uczymy się o kulturze greckiej i rzymskiej, poznajemy mity, w zasadzie każdy potrafi wymienić jakąś część panteonu. A o swojej przeszłości wiemy tak mało i ją ignorujemy. Warto się nad tym zastanowić. Chwyciliśmy się Kościoła, jak czegoś, co miało nas wynieść ponad pogańską głupotę. Z tym że był to twór od początku polityczny. I jak widać, wiele jego decyzji służyło po prostu temu, żeby postawić na swoim (umocnić władzę) i ograniczyć swobodę jednostek. Warto przy okazji zauważyć, że politeizm u Słowian nie powodował konfliktów. Mimo że walczyli między sobą, rzadko miało to podłoże religijne.
Szczerze wierzę, że każda religia ma rację i wszystkie się mylą. Im mniej popełniają przy tym błędów, tym lepiej. Dzieje chrześcijaństwa są jedną wielką tragedią, ale to przecież tylko zmiany, a one zawsze rodziły się w trudach. Kto wie, czy bez jego udziału nie wyszłoby jeszcze gorzej?
Patrząc na dowody dzisiejszej obecności dawnych kultów w tej czy innej postaci, nawet zniekształconej, możemy wierzyć, że duchy naszych przodków czuwają nad nami. Od nas zależy, czy odrzucimy tę mądrość, czy z niej skorzystamy.
Ostatnio wpadła nam w ręce świetna książka w temacie, jeśli nie znasz, szczerze polecamy:
http://www.bosz.com.pl/books/444/Bestiariusz-slowianski-Rzecz-o-skrzatach-wodnikach-i-rusalkach-Pawel-Zych//
Cudowne zdjęcia, naprawdę robią wrażenie! Zawsze bolałam nad tym, jak mało o Polsce uczą w polskiej szkole, zwłaszcza mitologie innych krajów są wałkowane non stop, szkoda. Pozdrawiam!
Chwycilismy sie tego, ale chyba tak troche w poczuciu, czy z kompleksem, ze my to jestesmy na samym koncu tej chrzescijanskiej strefy, chociaz my mowimy sobie, ze jestesmy jej szancem… Jezeli chodzi o topienie marzanny, to jest to powiazane z podobna tradycja perska…. Bo jezeli nasza szlachta w pewnym momencie odszukiwala sobie korzenie sarmackie, to byl to wlasnie lud, ktory wlasnie pochodzil z regionu dzisiejszego Iranu. Pozdrawiam serdecznie Beata
Faktycznie, mało wiemy na temat kultury słowiańskiej i całej jej historii, od samego początku… A szkoda.
Świetny wpis – żałuję, że przed moją maturą z historii nie było jeszcze takich blogów 😀
Bardzo ciekawy, wpis. Sam jestem zafascynowany słowiańszczyzną, w tym wierzeniami i demonologią z rodzimych stron, więc i przeczytałem z przyjemnością.
Pozdrawiam.
Ale piękne opracowanie tematu 🙂
Przykre jest to, że w szkołach zamiast uczyć rodzimej mitologii sięga się po tą rzymską i grecką. Mitologia Słowiańska jest naprawdę bogata i ciekawa 🙂
Zdecydowanie warto ją poznawać. A jeśli szkoła nie daje takiej możliwości, trzeba działać na własną rękę;)