Nie doszłoby do tego gdyby nie spotkanie dwóch niezwykłych osób – Aurobindo Ghosha i Mirry Alfassy. Mistrza i uczennicy.
źródło www.auroville.org |
Auroville – początki
źródło www.gazeta.pl |
Jak funkcjonuje utopijne miasto?
Choć początki nie były łatwe, zdeterminowana grupa entuzjastów z czasem zamieniła fragment pustyni w zalesiony teren zdatny do zamieszkania. Docelowo pas lasu ma objąć całe miasto, ale już teraz na tym terenie rosną ponad 2 miliony drzew. W 2008 roku zakończono pracę nad najważniejszym budynkiem w mieście – Matrimandirem. Jego ogromna, złota kopuła jest dziś symbolem tego miejsca. Czemu służy budynek? Jest to miejsce, gdzie mieszkańcy mogą w spokoju i odosobnieniu zajmować się najważniejszym zadaniem, czyli rozwojem duchowym. Każdy podąża tu własną ścieżką. Budowla ma kształt kwiatu o dwunastu płatkach. Każdy z nich symbolizuje boską świadomość. Nie ma tam żadnych symboli religijnych, kadzideł czy medytacji. Jest tylko półmrok i strużka światła wpadająca tam w dzień i w nocy.
Tyle według Matki powinno wystarczyć.
Wraz z budową Matrimandiru w mieście powstawały domy i ulice. Plan naszkicowała Mirra, do dziś nazywana w Auroville Matką. Kształt kwiatu o czterech płatkach architekt Roger Anger przekształcił w galaktykę, zachowując podział na cztery strefy: kulturalną, mieszkalną, industrialną i międzynarodową. Geograficznym centrum Auroville, a zarazem jego duszą, miał być Matrimandir.
W praktyce stawiane na początku proste chatki z czasem zamieniano na mieszania z dostępem do kanalizacji i bieżącej wody. Pomagali w tym głównie przyszli mieszkańcy w większości nie posiadający wiedzy budowlanej. Mimo to udało się i dziś w tym mieście-marzeniu mieszka ponad 2 tysiące osób, które są jednak mocno osadzone w rzeczywistości.
Parlament Indii w 1988 roku nadał miastu akt fundacyjny i zgodził się na jego niezależność. Dziś porządku w Auroville pilnują dwie rady, administracyjna i doradcza, a jej członkowie są wybierani spośród mieszkańców miasta.
Choć docelowo Auroville ma być niezależne ekonomicznie i radzić sobie w ogóle bez pieniądza, na razie wciąż jest powiązane z gospodarką Indii. Mieszkańcy pracują w obrębie miasta i na jego rzecz, wciąż posługując się walutą państwową. Co jednak ciekawe tylko największy sklep w mieście ma ustalone ceny. Reszta zakładów usługowych funkcjonuje na zasadzie cen umownych lub wymiany, więc do ideału jest coraz bliżej.
Pieniądze i biurokracja
Żeby się tu osiedlić potrzeba sporo samozaparcia i pieniędzy. Aby stać się pełnoprawnym mieszkańcem trzeba mieć za co wybudować sobie dom i kupić samochód niezbędny do poruszania się po rozproszonym mieście.
Procedura trochę trwa. Nowo przybyły pracuje najpierw na rzecz społeczności jako wolontariusz. Jeśli po takim okresie próbnym nadal chce tu mieszkać, powinien postarać się o wizę. Dzięki niej może uzyskać najpierw status gościa, a później nowo przybyłego, by na koniec zadomowić się tu na stałe.
Choć wbrew pierwotnym założeniom mieszkańcy Auroville nie są wspólnotą nie mającą przed sobą tajemnic, to wszyscy spotykają się trzy razy dziennie na wspólnych posiłkach. Moim zdaniem ten prosty zwyczaj niesamowicie jednoczy ludzi. Pomaga nie tylko zacierać różnice ekonomiczne. Jest czymś pierwotnym, stadnym.
Ideę całkowitej wolności trudno też pogodzić z systemem edukacji. Z tego powodu przez wiele lat w Auroville nie było szkół. Dziś jest ich kilka i chodzą do nich głównie dzieci kształcone w klasycznym systemie, tak by móc później kontynuować naukę na którejś z indyjskich uczelni. Alternatywą dla nich jest tak zwana 'Ostatnia Szkoła’, która zgodnie z naukami Aurobindo Ghosha, nie przeprowadza żadnych sprawdzianów i nie ogranicza wolności ucznia w jego drodze do poznania. Miasto nie odgradza się od świata zewnętrznego żadnym murem, więc można też uczęszczać do którejś ze szkół poza jego obrębem.
źródło www.adventuresofagoodman.com |
Jak widać nie jest łatwo wprowadzać utopijne idee w życie, ale na szczęście są ludzie, którzy się nie poddają. To miejsce w Indiach jest realną szansą na zbliżenie się do ideału i życie wśród ludzi o zupełnie innych wartościach niż te znane naszej kulturze. Czy warto zdecydować się na taki wysiłek i żyć wśród nich? To dość osobiste pytanie. Mnie nazbieranie pakietu na start w utopii zajęłoby z 5 lat. Może warto zacząć?
Z jednej strony to fascynujące zjawisko, bardzo ciekawe miejsce. Z drugiej kojarzy mi się z filmami, w których taka utopijna "wioska", miejsce życia grupy ludzi, stawało się po czasie przyczyną wielkich problemów. Dla mnie to piękne, ale doceniam też fakt, że żyję w dużym mieście i mogę się zgubić w tłumie. 🙂
Nigdy nie słyszałam o tym miejscu i nie sądziłam, że gdzieś tam w świecie może być taka utopia :)Te posiłki mnie urzekły, bo widać, że ludzie są bardziej otwarci, mają więcej czasu dla siebie nawzajem i nie zamykają się przed sobą w czterech ścianach.
Hmm… bardzo ciekawe miejsce i samo zjawisko utopijnego miasta. Zastanawiam się, z czego się utrzymują na co dzień? Z tekstu wynika, że część potrzebnych rzeczy mogą wymieniać barterowo, ale chyba nie wszystko się tak da. Korzystają ze zgromadzonych wcześniej środków? Pozdrawiam
Indie od zawsze wprawiały mnie w osłupienie i niemy zachwyt. Tam życie toczy się w zupełnie innym tempie. A ta utopia… jest godna pozazdroszczenia.
http://www.bookiecik.pl
nadal nie wiem,czy to naprawdę? istnieje takie miejsc?! niesamowite..
każdy z mieszkańców ma obowiązek zapewnić sobie utrzymanie. Większość z pewnością dorabia poza miastem. Minimalizują też pewnie potrzeby, bo nie o to im chodzi 🙂
istnieje, istnieje 🙂
niesamowite, również nie słyszałam o takim utopijnym mieście. Ja też jednak zadaję sobie pytanie: po co to? Co czują ludzie w nim mieszkający? Jaki sens?
Wydaje mi się, że w takich warunkach – w odcięciu od tego, co jest ważne dla naszej cywilizacji – ludzie są po prostu bliżej siebie. Łatwiej nawiązać pozytywną relację czy to z kimś, czy ze sobą. Łatwiej właśnie poczuć, o co nam tak naprawdę chodzi i znaleźć swój sens.