Wspomniany we wcześniejszym wpisie lekarz i naukowiec Eric R. Braverman w swoich publikacjach przypomina o pomijanym często we współczesnej medycynie związku umysłu z ciałem. Rzeczywiście, gdy spojrzymy na dzisiejsze specjalizacje medyczne, zdaje się jakby system leczenia widział w nas zbiór oddzielnych układów. Każdym z nich zajmuje się inny lekarz, a konsultują się ze sobą tylko w szczególnych przypadkach.
Najstarsze szanowane szkoły medycyny, takie jak indyjska Ajurweda, podchodziły do tego inaczej. Postrzegały bowiem człowieka jako całość i tak go leczyły. Braverman nawiązuje do tych koncepcji i forsuje tezę łagodzenia bolączek ciała poprzez zajmowanie się umysłem. Oczywiście nie wszystkie choroby mają podłoże psychosomatyczne. Współcześni lekarze coraz częściej przyznają jednak, że umysł i ciało mają na siebie bezpośredni wpływ.
Poznając i regulując chemię mózgu można też wyzwolić maksymalny potencjał ciała. W tym kontekście pytanie o kontrolę, które pojawiło się wcześniej, nabiera więc jeszcze ciekawszego charakteru.
Jak to działa?
Zacznijmy od początku. Żywioły czy elementy były obecne w filozofii i medycynie każdej starożytnej cywilizacji. Istniały w babilońskim zodiaku, leżą też u podstaw buddyzmu. Na cztery podstawowe kategorie dzielono też zachowania i symptomy. Dobrze widać to na przykładzie medyków greckich. Początków choroby upatrywali się oni w braku równowagi między życiodajnymi substancjami, które nazywali “humorami”. Zaliczały się do nich krew, flegma, żółć i czarna żółć. To oni stworzyli teorie obowiązujące przez następne setki lat.
Koncepcje się zmieniały, a elementarna czwórka pozostała. XIX wiek powiązał poszczególne zachowania ludzkie z czterema konkretnymi płatami mózgu. Kolejne lata wzbogaciły nas o wiedzę na temat charakterystycznych im fal.
I tu wracamy do wstępu. Trudno bowiem bezpośrednio obserwować wspomniane procesy chemiczne. Mózg jest niesamowicie złożonym organem i do tej pory nie zrozumieliśmy w pełni wszystkich zachodzących w nim reakcji. Możemy za to obserwować ich skutki, czyli jego elektryczną aktywność. Badanie, które temu służy, to elektroencefalografia ilościowa, nazywana też mapowaniem mózgu. Poznajemy dzięki niemu podstawowe parametry pracy tego organu. Możemy też diagnozować nieprawidłowości w jego falach oraz ustalić poziomy głównych neuroprzekaźników: serotoniny, GABA, dopaminy i acetylocholiny.
Nie kontrola, a wsparcie
W swoim słynnym artykule “The Edge Effect” Braverman dowodzi, że brak równowagi między neuroprzekaźnikami prowadzi do zahamowania naszych naturalnych potencjałów, a tym samym pogorszenia samopoczucia. Według niego regulowanie gospodarki neuroprzekaźnikowej jest najbardziej skuteczne przy pierwszych symptomach kryzysu.
Kluczowa jest więc dobra diagnostyka i szybkie reagowanie.
Dlatego właśnie badacz stworzył swój autorski test, o którym pisaliśmy tutaj. Jego główne zadanie to określenie naszej natury, czyli substancji dominującej w tym konkretnym układzie nerwowym. Upraszczając, dopaminowcy pchają świat do przodu, a natura serotoninowa to nie znoszący rutyny eksperymentatorzy. W praktyce każdy z nas jest jednak swoistą mozaiką tych czterech substancji. Braverman przekonuje, że jeśli dobrze poznamy i wesprzemy charakterystyczną dla nas równowagę, doprowadzi nas ona do zdrowia i szczęścia. Bo podobno jedno nie może istnieć bez drugiego.
Wniosek słuszny, jak więc się wspierać? Powiązanie mózg reszta ciała idzie w obie strony. Na poziomy omawianych substancji wpływają więc nie tylko nasze predyspozycje, ale i dieta, układ hormonalny czy aktywność fizyczna. Braverman w jednej ze swoich książek rozpisuje się szeroko o odpowiedniej diecie dla każdego temperamentu. Wraca tym samym do ajurwedyjskiej koncepcji dosz, w której odpowiedni pokarm również łączy się ściśle z naturą danej osoby. Wszystko to zgrywa się z odkryciami współczesnej medycyny, która już od dawna nazywa układ jelitowy “drugim mózgiem”. Dziś wiemy bowiem, że zawiera on miliony neuronów i jest to drugie największe skupisko komórek nerwowych w naszym ciele.
Na koniec ciekawostka. Kilka lat temu naukowcy z Uniwersytetu Alabama mogli dokonać sensacyjnego odkrycia. Neuroanatom Rosalinda Roberts podczas analizowania tkanki mózgowej pod mikroskopem elektronowym zaobserwowała w niej nieznane obiekty. Po testach okazały się one swoistymi bakteriami jelitowymi. Nie wiadomo, jak się tam znalazły, ale dalsza praca naukowców potwierdziła ich obecność również w mózgach części myszy laboratoryjnych. Badania trwają.
do you need a prescription for hydroxychloroquine ncov chloroquine
hydroxychloroquine biden chloroquine phosphate tablets
hydroxychloroquine sulfate tablets aralen chloroquine
is hydroxychloroquine ama hydroxychloroquine
chloroquine vs hydroxychloroquine hydroxychloroquine for covid 19
trump hydroxychloroquine plaquenil drug